Długo się zastanawiałęm, jak zacząć
ten tekst. Co takiego napisać o
Heatbeacie, żeby nie zabrzmiało to ani
pretensjonalnie, ani patetycznie.
Jedno jest pewne - był na scenie
rodzynkiem; osobowością autentycznie
nietuzinkową, o czym najlepiej
świadczą jego moduły.
Fanem Heatbeata zostałem pewnego
deszczowego listopadowego wieczoru,
kiedy piliśmy z kolegą herbatę z
cytryną i słuchali nowych modów.
Kolega powiedział po latach, że
właśnie tamtego dnia zrozumiał, że
muzyka stworzona na komputerze może
być naprawdę dobra. Trudno o większy
komplement.
Heatbeat zajął się muzyką pod
koniec lat osiemdziesiątych, a
ostatnie moduły podpisał w roku 1993,
nie licząc kompozycji "Manticore",
stworzonej w roku 1996. Co ciekawe,
za czasów swojej scenowej kariery nie
był specjalnie popularny. Owszem,
muzycy szanowali go, ale wysoko na
chartsach pojawił się dobre 2-3 lata
po odejściu ze sceny.
Jak to często bywa, pierwsze
kompozycje Fina nie rzucały na kolana.
Przekopanie się przez warstwę starych
przyzwyczajeń i klisz, które zalegały
w jego umyśle, zajęło trochę czasu.
Choć to właśnie z tamtego okresu
pochodzą jego najbardziej
naiwno-romantyczne kawałki: "Astral
Crusade", "Full Moon", czy "Space
Love". Ale fakt faktem, że dopiero
później zaczął nas epatować tym, za co
go polubiliśmy. A co to było?
1. Wspaniałe, pełne wyrazu
melodie.
"11 Notes on Sand", "Day by Day",
"Scrambled Mind", "Nowhere
Whenever"... Zwróćcie uwagę, w jaki
sposób Heatbeat kończył frazę - nie
rwał jej tak sztucznie, jak 90%
muzyków, tylko kazał wypuszczonemu
dźwiękowi rozmywać jeszcze się w
kaskadzie szybkich, opadających nut.
Dźwięk niby wybrzmiewał, ale Heatbeat
prowadził go jeszcze gdzieś na smyczy
swojego talentu, aż w końcu
niepostrzeżenie rozpływał się w tle.
Prawie jak u Milesa Davisa! Do tego
ten fiński klimat. Sposób, w jaki
nasz bohater zlepiał nuty był
rozpoznawalny od razu, a poza tym
słychać w nim było szacunek dla
fińskiej tradycji ludowej.
2. Realizm brzmienia.
Przysłuchajcie się pracy bębnów w
Solar Plexus. Żadnych sekwencji,
tylko kilka standardowych brzmień -
różne warianty werbla, parę kotłów,
stopa i czynele, a efekt? Powalający.
Przysłuchajcie się melodii w Smarty
Title. Prawda, że brzmi cholernie
żywo? A to wcale nie sekwencja.
Solówka co chwilę "wylatuje" z
podziału, drwiąc sobie rozkosznie z
ograniczonej rozdzielczości taktu w
Protrackerze, a dołożony na drugiej
ścieżce dyskretny delay też robi
swoje. Przysłuchajcie się flecikowi w
Nallet.New, albo porównajcie go z
innymi fletami z tamtych czasów. I to
wszystko tylko dzięki oryginalnemu
użyciu komend A0x i Ax0. Patencik
chamsko skopiował później Audiomonster
w module "Canal Green" z dema "Mobile
- Destination Unknown". A "Variatio
Delectat"? Autor do zagrania świetnej
notabene solówy użył trzech sampli z
nałożonym efektem distortion, przez co
zyskał niesamowite, niemalże gitarowe
brzmienie.
3. Odwaga.
Kiedy wszyscy wokół truli się
wzajemnie akordami c-moll i C-dur w
różnych tonacjach i przewrotach, on
sięgnął np. po siódemki i dziewiątki
("Annika"). Oprócz tego odważnie
molestował sampler. Taki "Rakkorules"
(z dema Melon) powstał tylko przy
użyciu dźwięków, jakie wydaje otwór
gębowy. Choć złośliwi twierdzą, że i
inne otwory...
Warto też wiedzieć, że to on
sprowadził do Protrackera ów słynny,
naturalnie brzmiący saksofon
("Whispering Silence", "Dreaming 29h a
Day") i całe mnóstwo innych barw,
które męczyła później połowa sceny.
4. Wszechstronność + prawdziwie
suwerenna wyobraźnia.
Walczyk? Proszę bardzo - "Kikka
Waltz". Polka? Panie i panowie - oto
"Hoffipolkka"! Reggae? Nie ma sprawy
- "Jammin' for Nothing" z gitarką
Santany. Jean Michel Jarre z okresu
Zoolook? Weźcie do ucha "Nebula
Habitus". Mozaika kilku zupełnie
różnych motywów a'la wczesny Genesis
czy Marillion? "Shining",
"Valkoinen". Pełne furii, porywające
techno? "Sainahi Circles" (tytułowy
utwór z dema "Full Moon"). Earth,
Wind & Fire? Przysłuchajcie się
dęciakom w "Scupping Around". Melanż
a'la Frank Zappa, George Clinton i
Cpt. Beefhart? "Bicykl0pedia".
Wędrówki w stronę analogowego jazzu?
"Uudenkun", "Tube to Nowhere" czy
odjazdowy "Jaahiutaleet Main".
I cokolwiek zrobił, zawsze brzmiał
przekonująco. A poza tym były w jego
muzyce pomysły, których próżno szukać
u scenowych muzyków nawet i dziś.
Zwróćcie na przykłąd uwagę na
skomplikowane metrum w "Abidjahn
tata-le-na", czy "Night Cafe", albo
frapujące, niemalże atonalne fragmenty
w "Schemeebah Limano".
5. Techniczna maestria.
Tak, pod tym względem nie ma sobie
równych. Przede wszystkim sample.
Zawsze tak dobrane, że usunięcie
któregokolwiek z nich, albo dodanie
jakiegoś, popsułoby atmosferę. Zabawa
samplami najwyraźniej Heatbeata
bawiła, skoro rzadko używał dwukrotnie
tych samych brzmień; praktycznie do
każdego numeru przygotowywał nowe
instrumenty.
Na pewno jego tajemnicą pozostanie
sposób, w jaki uzyskiwał tak ładne
zapętlenia sampli. Podejrzewam, że
robił je na jakimś własnym programie.
Do podobnyh wniosków musiał dojść nasz
Mobius, tworząc w 1995 znakomity
Mobius Loop Maker.
U Fina uderzało też perfekcyjne
opanowanie komend głośności, dzięki
czemu jego muza nie brzmiała tak, jak
u większości sceny. Czyli topornie i
"dziurawo".
6. Klimat.
Heatbeat był w sumie bardziej
technikiem niż klimaciarzem, ale wiele
z jego songów to rzeczy bardzo
atmosferyczne. I to chyba właśnie te
najlepsze. Te, z których po latach
pamięta się nie tyle charakterystyczne
sample czy ciekawe rozwiązania
techniczne, ile właśnie nastrój.
A oto, co o Heatbeacie mówią
Revisq i Horneusz:
REVISQ:
"Taaak, ten człowiek zasługuje u
mnie na szczególne "halo". Zawsze
lubiłem go za jakość... Już nie tyle
za kompozycję, co właśnie za jakość
jego kawałków. Wedle mnie był to
zwykły, dobrej klasy "rzemieślnik"
jesli chodzi o 4 kanały. Poza tym
charakterystyczne przesiąknięcie
muzyką lat 80 z jazzowo-funkowymi
nalotami dawało całkiem wiele do
myślenia. Myślę, że extend swego
czasu mocno wzorował się na nim (ja
zresztą też :P). Wiele na przykład
nauczyłem się z jego modułów jeśli
chodzi o samą technikę pisania solówy
na 4 kanałch, urozmaicania ścieżki
rytmicznej jakimiś niekonwencjonalnymi
"przeszkadzajkami" oraz za to ich
tempo. Ten stary jazzowy trick
stosował również Groo...
W każdym bądź razie HitBit to
czlowiek, do którego ja na przykład
zawsze miałem i będę miał szacunek.
Jestem ciekaw, co też takiego on
nagrywa w tym momencie, bo z tego co
wiem, to coś obecnie robi?..."
HORNEUSZ (EX. VAN GHORNE):
"Za go cenię? Od strony
technicznej:
- bardzo dobry dobór sampli,
- umiejętność grania na kilku
próbkach. Heatbeat dobierał tak
sample, że utwór mógł brzmieć i dobrze
na jednym kanale. Moim zdaniem
posiadał umiejetność wycisnięcia z 4
kanałów tego, co inni musieli robić
przez stosowane zsamplowanych
sekwencji.
Od strony merytorycznej:
- przede wszystkim klimat, jego
moduły długo jeszcze grały w mojej
głowie.
- zajebiste solówki. Dźwięki były
dopieszczone, nie było jakichś
fałszywych nutek, jakichś
niepotrzebnych dzwięków.
- kontrast: w jednym module
łączył różne style tak, że nie gryzło
to w uszy. Potrafił na przykład
spokojny jazzowy podkład połączyć z
szaloną rockową solówką.
Zawsze go podziwiałem za to, że
nie bał się eksperymentować z ogólnie
przyjętymi normami tworzenia muzyki.
W jego utworach zawsze był powiew
swieżości i oryginalności. Coś, czego
wielu muzykom scenowym brakowało i
nadal brakuje".
Na koniec lista naszych ulubionych
modułów Heatbeata. Głosowali m.in.:
Adamsoft, Bald Horse, Bodzio, Grogon,
Horneusz, JazzCat, Noster, Revisq, a
oprócz tego kilku melomanów nie
związanych z komputerami.
1. "Uudenkun"
2. "Sainhi Circles"
3. "11 Notes on Sand"
4. "Tube to Nowhere"
5. "Nowhere Whenever"
6. "Bicyklopedia"
7. "Variatio Delectat"
8. "Scrambled Mind"
9. "Street Jungle"
10."Schemeebah Limano",
"Anette"
Heatbeat, czyli Antti A.
Mikkonen, członek takich grup jak
Rebels, Carillon czy CNCD, który
później zmienił nazwisko na Aleksi
Eeben, stworzył dużo modów świetnych,
ale też mnóstwo żartów i gniotów. Nie
był pionierem w takim stopniu jak na
przykład Bruno, ale był jednym z
ludzi, którzy wyzwolili się z ciasnoty
Protrackera i przebili drogę do
wolności. Młodzi muzycy, zamiast
wracać do starych ograniczeń, powinni
być im wdzięczni i podążyć wytyczoną
przez nich wyborną drogą. Czemu więc
tego nie robią? Jest zbyt stroma?
JazzCat/Pic Saint Loup [Taboo Staw]
Artykuł pochodzi z diskmaga Taboo #3 |